W wyroku z dnia 2 września 2021 r. TSUE ponownie zabrał głos w sprawie kredytów walutowych i wymaganej prawem UE ochrony konsumenta. Wbrew powielanym w publicznych komentarzach opinii, w mojej ocenie Trybunał nie odstąpił od wcześniejszej linii orzeczniczej ze spraw „węgierskich” takich jak Kasler (C-26/13) czy Dunai (C-118/17), a linię tę kontynuuje. Tym samym – wpływ wydanego orzeczenia na sprawy polskich konsumentów – jest w istocie ograniczony.
O czym w istocie orzekł Trybunał? Otóż potwierdził wcześniej już wyrażony pogląd (Kasler), że art. 6(1) Dyrektywy 93/13 nie sprzeciwia się przyjęciu przez państwo członkowskie ustawowego rozwiązania kwestii ważności umów kredytów czy pożyczek, w którym przepis prawa powszechnie obowiązującego o charakterze dyspozytywnym nakazującym stosowanie kursu średniego Narodowego Banku Węgier do dokonania przeliczeń, zastąpi nieważną z mocy prawa i uznaniową klauzulę przeliczeniową zawartą w umowie z bankiem. Nie ma tu zatem mowy o uzupełnianiu luk w umowie wg zasad słuszności, czy też tworzenia przez sąd nowej treści umowy wbrew woli stron, a jedynie akceptacja ustawowego rozwiązania kwestii spornej, w której ustawowo przesądzono o nieważności klauzul przeliczeniowych i ustawowo wskazano skutki tej nieważności. Przy czym w każdym przypadku sąd orzekający ma obowiązek stwierdzić – jak wynika dalej z wyroku TSUE – czy przepisy prawa krajowego zapewnią konsumentowi powrót do takiej sytuacji prawnej i faktycznej, w jakiej by się znalazł, gdyby w umowie nie zawarto nieważnych postanowień. Powstaje pytanie, jak w tym kontekście oceni sprawę pytający sąd węgierski, w kontekście objęcia tą regulacją (z 2014 r.) wszystkich umów zawartych na Węgrzech od 2004 r. Jeżeli sąd orzekający doszedłby do wniosku, iż prawo węgierskie takiego skutku nie zapewnia – sąd nie byłby w tym zakresie związany tym prawem.
Skutki dla polskich konsumentów
Wydanego wyroku w żaden sposób nie można zatem interpretować, jako zezwalającego automatycznie na uzupełnianie umowy kursem średnim NBP po usunięciu z niej postanowień niedozwolonych, w szczególności klauzul przeliczeniowych. W odróżnieniu od prawa węgierskiego, w prawie polskim kwestia skutków wyeliminowania z umowy kredytu nieważnej klauzuli przeliczeniowej nie została bowiem ustawowo uregulowana. Brak jest zatem przepisu prawa nakazującego uzupełnianie treści umowy kursem średnim NBP. A niemożność takiego uzupełniania w oparciu o klauzule ogólne, TSUE wielokrotnie potwierdzał (przykłądowo w sprawie Banco Espagnol C-618/10, Dziubak C-260/18 ). To zatem sąd orzekający nadal ma obowiązek ocenić, czy możliwe jest utrzymanie umowy w mocy po wyeliminowaniu z niej postanowień abuzywnych. Nic w tym zakresie się nie zmieniło.
Historia koncepcji nadrzędności (supremacja nie brzmi najlepiej) i bezpośredniej skuteczności prawa unijnego (wówczas jeszcze wspólnotowego) ma już 57 lat.
W 1963 roku Europejski Trybunał Sprawiedliwości (ETS) wydał wyrok w sprawie C-26/62, będący kamieniem milowym w rozwoju prawa europejskiego, dający początek idei prawa ponadnarodowego stanowionego przez organizację międzynarodową. Prawa, które miało wiązać nie tylko Państwa Członkowskie, ale i stanowić podstawę praw i obowiązków ich obywateli. Była to nowa jakość, zarówno dla polityków, jak i prawników. Do tej pory prawo stanowione przez organizacje międzynarodowe, czy też postanowienia umów międzynarodowych, które te organizacje kreowały, nie wprowadzało bezpośrednio żadnych praw dla zwykłego obywatela. To miało się zmienić.
A zaczęło się prawie banalnie. Spółka holenderska (której skrócona nazwa to własnie Van Gend & Loos) zmuszona była zapłacić 8% cła na sprowadzone z Niemiec substancje chemiczne (których nazwę i zastosowanie z radością pomijam). Oczywiście decyzję o nałożeniu cła zaskarżono. W swej argumentacji prawnicy spółki podnieśli, że w dniu wejścia w życie (1 stycznia 1958 r.) Traktatu ustanawiającego Europejską Wspólnotę Gospodarczą (EWG) czyli tzw. Traktatu Rzymskiego, rzeczona substancja chemiczna obłożona była 3% stawką cła, a zatem Królestwo Niderlandów (Holandia) nieprawnie podniosło stawkę aż do 8%, czym naruszyło art. 12 Traktatu. Przepis ten stanowił, iż Państwa Członkowskie powinny powstrzymać się od wprowadzania w relacjach między nimi, jakichkolwiek nowych opłat celnych importowych i eksportowych, a także innych opłat mających taki sam efekt, oraz nie powinny podnosić tych opłat, które już między nimi obowiązywały. Jak widać, przepis traktatowy nie powstrzymał władz Holandii od podniesienia opłat celnych. Odwołanie Spółki zostało oddalone. Jej prawnicy nie poddawali się jednak, i dalej walczyli o 5%. Kolejne odwołanie zostało wniesione do Komisji Celnej, jako organu ostatecznego, która oceniła, że spór dotyczy interpretacji Traktatu Rzymskiego. Komisja, wypełniając swój obowiązek, skierowała pytanie (na podstawie ówczesnego art. 177, aktualnie art. 267 Traktatu o funkcjonowaniu Unii Europejskiej) do Trybunału Sprawiedliwości.
Oczywiście ówczesne państwa członkowskie nie były zachwycone takim rozwojem wydarzeń. W przedstawionej Trybunałowi argumentacji kwestionowano zarówno jego kompetencję do zajmowania się sprawą, jak i podnoszono, że Traktat Rzymski jest zwyczajną umową międzynarodową i nie może wywołać żadnych bezpośrednich skutków dla obywateli, gdyż wymaga wydania odpowiednich aktów prawnych przez dane państwo. Spór o art. 12 Traktatu uznawały w istocie za wewnętrzną sprawę Holandii, której sądy są jedynie władne ją rozstrzygnąć. W tym miejscu można wskazać, iż podobna argumentacja była i nadal jest wykorzystywana przez niektóre państwa członkowskie, które kwestionują prawo ETS (obecnie Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej – TSUE) do rozstrzygania sporów dotyczących praworządności.
Ku ich zaskoczeniu, ETS przyjął diametralnie inną koncepcję. Odwołując się do celu Traktatu jakim było utworzenie wspólnego rynku (common market) Trybunał uznał, iż jest on czymś więcej niż zwykłą umową międzynarodową kreującą obowiązki między państwami członkowskimi. Ten pogląd potwierdza treść preambuły Trakatu, w której odwołano się nie tylko do rządów, ale i obywateli (peoples). Nadto powołano instytucje wyposażone w suwerenne prawa (sovereign rights), których wykonywanie wpływa na państwa członkowskie i ich obywateli. Nadto obywatele państw członkowskich są wezwani do współpracy w ramach tej wspólnoty za pośrednictwem Parlamentu Europejskiego i Komitetu Społeczno-Ekonomicznego. Co więcej, Trybunałowi Sprawiedliwości przypisano zadanie (ówczesny art. 177, obecnie art. 234 Traktatu – tzw. pytanie prejudycjalne) zapewnienia jednolitej wykładni Traktatu przez krajowe sądy i trybunały. Potwierdza to, że prawo wspólnotowe może być przywoływane przez obywateli przed sądami państw członkowskich. Na podstawie takiej argumentacji, ETS sformułował tezę, która stała się rozpoznawalna niemalże jak cytat z najlepszych powieści czy filmów: „Wspólnota stanowi nowy porządek prawny prawa międzynarodowego, na rzecz którego państwa członkowskie ograniczyły swoje suwerenne prawa, aczkolwiek w ograniczonych polach, i podmiotami którego są nie tylko państwa członkowskie, ale również ich obywatele”. W konkluzji Trybunał stwierdził: „Niezależnie od prawodawstwa państw członkowskich, prawo wspólnotowe nie tylko nakłada na obywateli obowiązki, ale również ma na celu przyznanie im praw, które stają się częścią ich prawnego dziedzictwa. Te prawa powstają nie tylko, gdy są wyraźnie przyznane przez Traktat, ale również na skutek obowiązków, które Traktat nakłada, w jasno określony sposób, na obywateli jak i na państwa członkowskie i instytucje wspólnotowe.” Oceniając treść art. 12 Traktatu ETS zdefiniował na przyszłość wymogi, jakie musi spełniać przepis prawa wspólnotowego dla jego bezpośredniej skuteczności (direct effect): „Literalne brzmienie art. 12 zawiera jasny i bezwarunkowy zakaz, który stanowi nie pozytywny, ale negatywny obowiązek. Ten obowiązek nie jest zależny od żadnego zastrzeżenia na rzecz państw, które czyniłoby jego implementację zależną od wydania aktu prawnego. I dalej: „Implementacja (wdrożenie) art. 12 nie wymaga podjęcia działań prawodawczych przez państwa członkowskie. (…) zgodnie z duceh, ogólną strukturą i literalnym brzmieniem Traktatu, art. 12 musi być rozumiany jako wywołujący bezpośrednie skutki i kreujący indywidualne prawa, których sądy krajowe muszą chronić”. I w ten sposób Van Gend & Loos w 1963 r. wygrał spór o bezprawne podwyższenie przez Holandię stawki cła, wbrew przepisom prawa wspólnotowego.
Po raz pierwszy i nie ostatni ETS przyznał, że przepis Traktatu Rzymskiego może przyznawać obywatelom państw członkowskich prawa, niezależnie od samych państw członkowskich. Od tej pory obywatele EWG (obecnie Unii Europejskiej) zyskali prawo do powoływania się przed sądami krajowymi w sporach z organami państwa członkowskiego (skutek bezpośredni wertykalny) bezpośrednio na przepisy prawa wspólnotowego (unijnego), które są jasne, zawierają zakaz pewnego działania, bezwarunkowe, nie są zależne od podjęcia działań prawnych przez państwa członkowskie.
Od tego czasu (1963 r.) koncepcja bezpośredniego skutku została rozwinięta i poszerzona w kolejnych doniosłych orzeczeniach Trybunału. Skutki tego pierwszego wyroku mają nadal znaczenie praktyczne i obywatele pod pewnymi warunkami mogą czerpać swe prawa bezpośrednio z norm stanowionych przez Unię Europejską i powoływać się na nie przed sądami krajowymi.